Wróciłam w sobotę koło południa. Przespałam prawie cały lot. Mimo tego, że w trakcie podróży zawsze czuwam, to w tym przypadku po prostu nie byłam w stanie po tym, jak koło trzeciej nad ranem, słysząc piszczący budzik mojego telefonu, musiałam zwlec się z łóżka.
Samolot w trzy godziny pokonał tak ogromny dystans, że przez kilka godzin mogłam z powrotem znaleźć się w Polsce. Przelecieć nad górami, wodami, polami, trylionami domów, z ich mieszkańcami. Nadal nie mogę wyjść z podziwu jak wiele człowiek jest w stanie zdziałać. Jakie to niesamowite, że transport w tą i z powrotem trwa ,,zaledwie chwilę''. Chwilę. Chwilę w porównaniu do tego, co było dawniej. W porównaniu do czasu, jaki mijał, zanim można było dotrzeć nawet do innego miasta, na drugim krańcu państwa. Kiedy nie było samochodów, samolotów. Kiedy nie było tak…wygodnie.
Pogoda hiszpańska naprawdę dopisała nam przez te dwa tygodnie. Ale muszę Wam powiedzieć, że naprawdę ciężko przestawić się na tak wysokie temperatury. A gdy już się to udaje, ze smutkiem zdaje się sobie sprawę, że za chwilkę czeka powrót. Wakacyjny czas mija tak szybko. Niestety. Ale jak to się mówi: ,,Wszystko, co dobre, szybko się kończy".
Jednego jestem pewna. Ten wyjazd pozostanie w mojej głowie na długo. No i mam kolejne piękne wspomnienia do kolekcji.
Marzenia się spełniają! Zapamiętajcie to! Moje niedawno się spełniło. Było to właśnie pojechanie do Hiszpanii. I udało się! Nadal nie może to do mnie dotrzeć, że tam byłam i że już wróciłam. Ten kraj jest przewspaniały!
Piękne morze, mnóstwo słońca nie tylko tego fizycznego, z nieba, ale również słońce Hiszpanów. Ludzi, którzy wręcz emanowali radością. Architektura, budynki i żywe kolory, które sprawiały, że na twarzy automatycznie pojawiał się uśmiech i zostawał tam na długo. Kilogramy zjedzonych świeżych, pysznych owoców. Melodyjny język, towarzyszący niemal cały dzień. Piękne, kolorowe kwiaty i palmy w około. Czego chcieć więcej?
Mimo tego, że nie miałam zbyt częstego dostępu do internetu, nie przeszkadzało mi to. No może ciutkę, ze względu na bloga. Tylko on mnie martwił, bo został samotnie. Na szczęście mogłam liczyć na Olę, która pod moją nieobecność dodała post :)
Przez te dwa tygodnie bardzo wypoczęłam. Odreagowałam stres i nie męczyły mnie myśli, że coś MUSZĘ. Tylko MOGŁAM, nie MUSIAŁAM. To jest właśnie niesamowite w wakacjach. MOŻESZ robić różne rzeczy, ale nie MUSISZ się uczyć, nie MUSISZ odrabiać lekcji, nie MUSISZ czytać lektur. I kiedy nie mam głowy zajętej masą rzeczy, które MUSZĘ zrobić, wtedy mam poczucie większej wolności niż zwykle i moje wewnętrzne baterie zaczynają się ładować ze zdwojoną siłą.
Wyjazd uważam za bardzo, bardzo udany. Był on jednocześnie spełnieniem jednego z moich marzeń. Gadam dziś trochę bez ładu i składu i nieco urywkowo… Dzieje się tak pewnie dlatego, że mam masę rzeczy do powiedzenia i staram się nie rozpisać za bardzo o jednej. Więc kiedy widzę, że mam ochotę płynąć dalej jednym z tematów, po prostu drastyczne - ciach! - ucinam.
Pogoda hiszpańska naprawdę dopisała nam przez te dwa tygodnie. Ale muszę Wam powiedzieć, że naprawdę ciężko przestawić się na tak wysokie temperatury. A gdy już się to udaje, ze smutkiem zdaje się sobie sprawę, że za chwilkę czeka powrót. Wakacyjny czas mija tak szybko. Niestety. Ale jak to się mówi: ,,Wszystko, co dobre, szybko się kończy".
Jednego jestem pewna. Ten wyjazd pozostanie w mojej głowie na długo. No i mam kolejne piękne wspomnienia do kolekcji.
Marzenia się spełniają! Zapamiętajcie to! Moje niedawno się spełniło. Było to właśnie pojechanie do Hiszpanii. I udało się! Nadal nie może to do mnie dotrzeć, że tam byłam i że już wróciłam. Ten kraj jest przewspaniały!
Piękne morze, mnóstwo słońca nie tylko tego fizycznego, z nieba, ale również słońce Hiszpanów. Ludzi, którzy wręcz emanowali radością. Architektura, budynki i żywe kolory, które sprawiały, że na twarzy automatycznie pojawiał się uśmiech i zostawał tam na długo. Kilogramy zjedzonych świeżych, pysznych owoców. Melodyjny język, towarzyszący niemal cały dzień. Piękne, kolorowe kwiaty i palmy w około. Czego chcieć więcej?
Mimo tego, że nie miałam zbyt częstego dostępu do internetu, nie przeszkadzało mi to. No może ciutkę, ze względu na bloga. Tylko on mnie martwił, bo został samotnie. Na szczęście mogłam liczyć na Olę, która pod moją nieobecność dodała post :)
Przez te dwa tygodnie bardzo wypoczęłam. Odreagowałam stres i nie męczyły mnie myśli, że coś MUSZĘ. Tylko MOGŁAM, nie MUSIAŁAM. To jest właśnie niesamowite w wakacjach. MOŻESZ robić różne rzeczy, ale nie MUSISZ się uczyć, nie MUSISZ odrabiać lekcji, nie MUSISZ czytać lektur. I kiedy nie mam głowy zajętej masą rzeczy, które MUSZĘ zrobić, wtedy mam poczucie większej wolności niż zwykle i moje wewnętrzne baterie zaczynają się ładować ze zdwojoną siłą.
Wyjazd uważam za bardzo, bardzo udany. Był on jednocześnie spełnieniem jednego z moich marzeń. Gadam dziś trochę bez ładu i składu i nieco urywkowo… Dzieje się tak pewnie dlatego, że mam masę rzeczy do powiedzenia i staram się nie rozpisać za bardzo o jednej. Więc kiedy widzę, że mam ochotę płynąć dalej jednym z tematów, po prostu drastyczne - ciach! - ucinam.
Zdjęcia, które możecie tu oglądać są zrobione w przepięknym miasteczku Alicante oraz Cabo Roig - obok miejsca, gdzie mieszkaliśmy na czas wyjazdu.
Jeżeli dziwi Was ta ilość kotów na zdjęciach, to nie jesteście jedyni! Mnie również bardzo zaskoczyło jak wiele kotów włóczyło się obok zejść na plaże i po chodnikach. A że zawsze marzyłam, aby uchwycić te zwierzaki moim aparatem, po prostu nie mogłam nie skorzystać z okazji! :)
Mam dla Was jedną z hiszpańskich piosenek, które usłyszałam w radiu. Posłuchajcie! Moim zdaniem idealnie nadaje klimatu zdjęciom.