Hej! Głową jestem jeszcze w testach, mimo że fizycznie jest już po nich. Nie poszło tak jakbym chciała. Ale spodziewałam się tego, bo w rozwiązywaniu testów typu abc, nie jestem najlepsza. Nie jestem dostosowana do szufladkowania pojedynczych informacji w pamięci, u mnie wszystko łączy się w jedno, jest powiązane i tworzy całość, dlatego tak ciężko urwać jeden kawałek i rozpatrywać go jako indywidualny człon. Dla części z Was testy mogły być naprawdę proste, jak dla niektórych z moich rówieśników. Dla mnie nie, testy tego typu są ogromnym zmaganiem, przez które przeskoczyć nie umiem. Chodzi o mojego kolegę, który siedzi sobie wygodnie w czaszce. Mimo niepowodzeń i braku umiejętności rozrywania informacji i tak go kocham. Kocham go nawet mimo wielu godzin, które spędził wymyślając niestworzone rzeczy, śniąc, przenosząc mnie gdzie indziej, za to jak patrzy na świat, za to, że ma blokady, przeciwko odpowiedziom abc, za to, że pozwala mi pisać i łączy fakty w piękne historie, do których daje mi dostęp.
Przez dwa pierwsze dni egzaminów, witałam mamę w samochodzie ze łzami w oczach. Każdego ranka wchodziłam do sali pełna nadziei, a wychodziłam ze spuszczoną głową i wrażeniem: wiem tak dużo, a ten test pokaże mnie jako słabego ucznia. Przez te trzy lata gimnazjum, naprawdę sporo się namęczyłam, żeby wbić do głowy jak najwięcej informacji. Wiem o tym ja, nauczyciele, moi rodzice i rówieśnicy. Dlaczego więc jestem jednym ze słabszych ogniw na takich testach? Dużo zastanawiałam nad ideą tych chorych egzaminów. Szczerze... one nic nie pokazują. Czemu mają, więc decydować o liceum? Bezsens. Niestety tak już jest. Przeskoczyłam poprzeczkę, może trochę obolała i zmęczona, ale przeskoczyłam. Według mnie zamiast takiego testu wystarczyłaby krótka pogawędka podczas rekrutacji z uczniem oraz jedno krótkie spojrzenie na jego oceny z trzech lat. To dużo więcej mówi, jacy jesteśmy niż głupie losowe litery, zakreślone podczas testu.
Kilka zgrabnych ruchów czarnym długopisem i odpowiedź zaznaczona.
Rozumiem to, że w jakiś sposób trzeba sprawdzać naszą wiedzę, ale egzaminy gimnazjalne takie, zrobione w taki sposób, to naprawdę nie jest dobra metoda. Wiecie, co jest w nich najgorsze? To, że wychodząc z sali czujesz, jakbyś zmarnował trzy lata nauki, bo nie potrafisz nawet rozwiązać tak ,,banalnego'' sprawdzianu. Wszechobecne przygnębienie i bezradność zapanowały w szkole. Wielu moich rówieśników po wyjściu z sali katorg umysłowych, poszło w zaciszne miejsce, żeby choć chwilę mieć czas wypłakać się, lub zostać samemu. To naprawdę nie jest łatwe, bo mimo tysięcy godzin spędzonych przy książkach, nadal nie umiesz udzielić odpowiedzi. Powiem Wam coś. To nie jest tak, że my nie umiemy odpowiedzieć. To jest tak, że test nie umie zapytać i z nas tej informacji wydobyć. Więc pytam raz jeszcze, dlaczego tak skonstruowany test, czysta loteria, suma kilkudziesięciu losowych wyborów ma decydować o naszym dalszym losie...?
Mimo przygnębienia i irytacji, śmiało mogę powiedzieć, że wbrew temu, co pokażą testy gimnazjalne, przez te trzy lata nauczyłam się naprawdę wiele, rozwinęłam się bardzo. Nie chodzi mi tylko o naukę wzorów, czy dat, ale również o rozwój psychiczny oraz naukę różnych innych rzeczy poza wiedzą, którą daje szkoła. Dlatego nie dopuszczam do siebie wyników testu, które sugerują: zmarnowałaś te trzy lata! To tylko test, który nie odzwierciedla moich starań i postępów, mojej zawziętości i rozwoju. Nie warto jest sugerować się tym, co on pokaże, tylko zrobić własny ,,rachunek sumienia'' i w czerwcu opuścić szkołę z ogromnym uśmiechem na twarzy, nie tylko jako uczeń starszy o trzy lata, ale także jako dużo mądrzejszy, silniejszy i wspanialszy człowiek. Z masą pomysłów i chęcią do dalszego pisania własnych scenariuszy.